piątek, 23 grudnia 2016

Wesołych Świąt!



 Życzę Wam wszystkim spełnienia marzeń! To my sami wiemy, co jest nam potrzebne.
Życzę Wam wszystkim wytrwałości! To ona sprawia, że chce nam się iść przed siebie.
Życzę Wam wszystkim radości! To ona czyni nasze dni piękniejszymi,
Życzę Wam wszystkim zdrowia! To dzięki niemu możemy w pełni wykorzystywać nasze życie.
Życzę Wam wszystkim książek! To one ubarwiają nam spędzone tutaj chwile.

sobota, 3 grudnia 2016

8) Colleen Hoover - November 9













Tytuł: November 9
Autor: Colleen Hoover
Liczba stron: 327
Data wydania: 9 listopada 2016
Wydawnictwo: Otwarte
Tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski









   Po każdej książce Colleen Hoover moje serce rozpada się na tysiące kawałków ( może wyjątkiem jest "Hopeless", wtedy rozpadło się tylko na dwa). Tak było i tym razem. Czytanie sprawiało mi ból, a łzy cisnęły się do oczu. Po ostatniej kropce mój mózg odmówił współpracy, a ciało zostało zalane falą emocji - smutkiem, radością, miłością, fascynacją i zwątpieniem. Jak mam przestać szukać idealnej miłości skoro Colleen Hoover napawa nadzieją? Jak mam nie wątpić w to, że taka miłość istnieje, skoro wydaje się za bardzo literacka? "November 9" nie tylko pokazała mi nowe oblicze miłości, lecz także obudziła we mnie emocje i skłoniła do przemyśleń. Zdecydowanie jest to książka, o której będę pamiętała. Dlaczego? Na to pytanie znajdziecie odpowiedź w dzisiejszej recenzji.


' Whoever said the truth hurts was being an optimist. The truth is an excruciatingly painful son of a bitch. '

   "November 9" autorstwa Colleen Hoover opowiada o Fallon i Benie, osobach, które pewnego przypadkowo znalazły się w tym samym miejscu i tym samym czasie. Los chciał, by połączyła ich historia rodem z romansu. Fallon to dziewczyna marząca o wznowieniu kariery aktorki, przerwała ją z powodu nieszczęśliwego wypadku, który przytrafił się jej, gdy miała szesnaście lat, Od tamtej pory między innymi na jej twarzy widnieją blizny po oparzeniu, które zniszczyły jej karierę w Hollywood. Zaś Ben to student, który jest pisarzem. Jego osoba jest dość trudna to przybliżenia, więc przejdźmy dalej. "Chodź los postanawia ich rozdzielić, to wzajemna fascynacja jest na tyle silna, że nie może pokonać jej ani czas, ani odległość. Co roku 9 listopada rozpoczyna się kolejny rozdział historii - tej realnej i tej fikcyjnej."

' "Kochała mnie" w cudzysłowie
Całowała mnie pogrubioną czcionką
PRÓBOWAŁEM JĄ ZATRZYMAĆ wielkimi literami
Zostawiła mnie z wielokropkiem... '

   Książki Colleen Hoover mnie olśniewają i trafiają do mojej listy najlepszych jakie kiedykolwiek przeczytałam. Co jest ich fenomenem? "November 9" ujęło mnie przede wszystkim przesłaniem. Pokazało, że nie trzeba być idealnym, by zostać pokochanym, a miłość nie zawsze jest taka cudowna. Jest to opowieść o szukaniu samoakceptacji, miłości, a przede wszystkim o przeznaczeniu. Styl autorki jak zwykle sprawił, że książkę pochłonęłam w jeden wieczór. Barwne opisy nie przynudzały, lecz ubarwiały zdarzenia jak i całą opowieść.

' Uśmiechnęła się i opuściła głowę.
-Czuję się głupio.
-Ledwo cię znam, więc nie będę się z tobą kłócił na temat poziomu twojej inteligencji, bo możesz równie dobrze być głupia jak but. Ale przynajmniej jesteś ładna. '

   Zaczynając swoją przygodę z tym tytułem nie spodziewałam się kolejnej tak oryginalnej, a jednocześnie tak typowej dla tej pisarki opowieści. Nie mam tu na myśli przewidywalności, chociaż w sumie po głębszym zastanowieniu można się domyślić kilku rzeczy, chodzi mi raczej o ten styl tak bardzo "Hooverowski". Gdyby ktokolwiek dał mi do przeczytania rozdział jej książki, której dotychczas nie przeczytałam, bez przekazania mi informacji o tym, że to Colleen Hoover jest autorką, myślę, że zdecydowanie poznałabym jej dzieło. Co do owych rzeczach, których można było się domyśleć... Książka "November 9" wciąga i powoduje, że nawet jeśli mamy jakieś podejrzenia to one szybko zostają wymazane, ponieważ zostajemy wessani w wir zdarzeń.

'You'll never be able to find yourself if you're lost in someone else.'

   Wielokrotnie prawie krzyczałam na bohaterów, ponieważ byłam wściekła z tego jakich decyzji dokonywali. Jestem wielką romantyczką i może dlatego pochłaniam tak książki tej autorki, ponieważ doskonale oddają koloryt miłości w różnych etapach życia jak i są niezwykle romantyczne. Z drugiej strony, przez nie stawiam sobie bardzo wysokie wymagania dotyczące chłopców. Przez "Maybe Someday" mój idealny chłopak musi umieć grać na gitarze, zaś przez "November 9" musi umieć ubierać swoje uczucia w słowa jak i być zdolny do tego, aby kochać mnie taką jaka jestem - pełną skaz jak każdy, jednak zdecydowanie nie gorszą.

' Kiedy znajdujesz miłość, to ją bierzesz. Chwytasz obiema rękami i robisz co w swojej mocy, żeby jej nie puścić. Nie możesz tak po prostu od niej odejść i oczekiwać, że będzie trwać, dopóki nie będziesz na nią gotowa. '

' Jedną z rzeczy, o których zawsze staram się sobie przypominać, jest to, że każdy ma blizny. – mówi. – Wielu z nich ma gorsze ode mnie. Jedyną różnicą jest to, że moje
są widoczne, a większości ludzi nie. '

'Ciało to po prostu opakowanie dla skarbów, które skrywamy wewnątrz siebie. A Ty jesteś pełna skarbów. Bezinteresowności, życzliwości, współczucia. Tego co naprawdę się liczy. Młodość i piękno przemijają. Dobroć - nie.'

   Jesteśmy świadkami przemian zachodzących w życiu bohaterów, którzy spotykają się tylko raz w roku, właśnie tego tytułowego dziewiątego listopada. Możemy dostrzec dynamiczność i ulotność życia. Jednocześnie zauważając, że również nasze uczucia potrafią zgasnąć w ułamku sekundy. Colleen Hoover stosuje w swojej powieści wiele symboli, o których tak na prawdę nie mogę napisać, ponieważ byłoby to zbyt dużym spoilerem. Zauważyłam to dopiero teraz, pisząc tę recenzję, ponieważ książka oczarowuje, zabiera zdolność myślenia o czymś innym niż o niej samej. Jednak nie jest to tylko opowieść smutna i dołująca, jak w każdej książce tej autorki znajduje się w niej humor. Wiele razy uśmiechałam się szeroko, czytając dialogi czy przemyślenia bohaterów. Myślę, że to bardzo dobrze, że Collen Hoover zastosowała ten zabieg, ponieważ złagodził on resztę negatywnych emocji, które można było znaleźć w tej książce.


' - Ben. Czy ty... uprawiasz ze mną booksting?
- Booksting?
- Tak. No wiesz, kiedy seksowny facet rozmawia z dziewczyną o książkach. To jak sexting, tyle że na głos i z książkami zamiast seksu. Nie żeby to miało coś wspólnego z smsami. Dobra, więc pewnie nie ma też nic wspólnego z sextingiem, ale w mojej głowie to miało sens. '


   Ów tytuł przede wszystkim wpływa na czytelnika i jego sposób patrzenia na siebie. Nie potrafię rozwodzić się nad geniuszem Collen Hoover nie odwołując się do konkretnych przykładów z "November 9", jednak jeśli ktokolwiek uważa jej książki za płytkie lub bez głębszego sensu, powinien przeczytać właśnie ten tytuł. Widzimy tutaj wewnętrzną przemianę Fallon, która pod koniec książki wręcz rozkwita. Pod wpływem miłości ( i nie tylko) z zakompleksionej dziewczyny przeistacza się w pewną siebie, młodą kobietę. Fenomenem pani Hoover jest sposób w jaki obrazuje czytelnikowi uczucia, odwołując się do znanych nam sytuacji życiowych. Właśnie to uwielbiam w jej powieściach - mogę w nich znaleźć cząstkę siebie.

' Na moje wady patrzy przez palce
Ma o mnie fałszywe mniemanie
Lecz pieszcząc ustami mą skórę
Odkryje, że ją oszukiwałem '

   Reasumując, książka Colleen Hoover pod tytułem "November 9" jest powieścią zapadającą w pamięć. Zachwyca, wciąga jak i również przytłacza emocjami, którymi jest naszpikowana. Nie da się jej czytać z obojętnością. Na jej kartach każdy odnajdzie cząstkę siebie, a dzięki temu wczuje się w tą historię - pełną radości, smutku, miłości i bólu. Opowieść, przynajmniej mnie, skłoniła do refleksji na temat samoakceptacji i swojej fizyczności. Pomaga spojrzeć na miłość inaczej, nie z perspektywy codziennych spotkań, mijanych dni, lecz z perspektywy lat. Ukazuje, w jaki sposób to niesamowite uczucie rozwija się, jak jasno potrafi płonąć. Pokazuje również jak emocje wpływają na to co robimy, jak się zachowujemy. Polecam ją osobom, które tak jak ja uwielbiają odnajdywać w książkach siebie, a przede wszystkim nie boją się tego robić, jak i osobom, które chcą przeczytać coś więcej niż kolejny dobry romans.




Moja ocena 10/10



Aelin, 03-12-2016

niedziela, 20 listopada 2016

7) Susan Dennard - Prawdodziejka









Tytuł: Prawdodziejka (Truthwitch)
Autor: Susan Dennard
Cykl: Czaroziemie
Liczba stron: 391
Data wydania: 12 października 2016
Wydawnictwo: SNQ
Tłumaczenie: Regina Kołek i Maciej Pawlak











" Przypomniała mi dlaczego sięgnęłam po fantastykę: znajdziemy tu niebezpieczny i tętniący życiem świat, bogato nakreślone postaci i olśniewającą intrygę (...) I o ile Susan Dennard oddaje hołd klasyce, to kładzie również podwaliny pod zupełnie nowy rozdział w historii gatunku." 
~~Sarah J. Mass


   "Przyjaźń potrafi być opowieścią mniej epicką od miłości" - takie słowa możemy przeczytać w podziękowaniach znajdujących się na końcu książki debiutującej Susan Dennard. Niezbyt często wspominam o tej części książki, w której autor dziękuje i wymienia nazwiska wielu ludzi, ponieważ rzadko je czytam. Dla "Prawdodziejki" musiałam zrobić wyjątek, ponieważ zauważyłam w niej nazwisko znanej autorki - litery głosiły, że Sarah J. Mass jest bardzo dobrą przyjaciółką pisarki. Wtedy recenzja autorki "Szklanego Tronu" czy "Dworu Cierni i Róż" okazała się uzasadniona, bowiem po przeczytaniu tej książki nie rozumiałam jej sensu. Wcale nie chcę powiedzieć, że "Prawdodziejka" to zła książka, ponieważ dobrze spędziłam czas czytając ów tytuł, jednak zachwyty zawarte w słowach Pani Mass, umieszczone na "skrzydełkach", moim zdaniem są mocno przesadzone. 

   "Prawdodziejka" opowiada o losach Safi i Iseult - młodych czarodziejek, które wpadły w tarapaty. Safiya jest jedyną w Czaroziemiach prawdodziejką, zdolną wykryć każde kłamstwo. Ukrywa ona swoją moc, by nie została wykorzystana. Iseult zaś jest więzodziejką, lecz jej moce są tajemnicą nawet dla niej. Obie są więziosiostrami - połączone przez los, nierozłączne tworzą doskonały duet. Jednak zbliżają się niespokojne czasy, a dziewczyny, które pragnął przede wszystkim wolności muszą uciekać i walczyć o przetrwanie w świecie, który nie jest już tak przyjazny jak kiedyś.

   Tytuł ten przyciągnął moją uwagę nie tylko recenzją na okładce oraz ze względu na opinie Anity z "Book Reviews by Anita", lecz także intrygującą okładką, bardzo dobrze oddającą ducha książki, bowiem centrum, alfą i omegą w niej jest tytułowa prawdodziejka - Safiya fon Hasstrel.  I jak zazwyczaj uwielbiam mocnych bohaterów tak tutaj, Safi mnie irytowała. Zdecydowana, waleczna, ale jednocześnie płaska i nierealistyczna. Autorka starała się stworzyć wielowymiarową postać, podczas gdy stworzyła zwykłą i nudną bohaterkę, która czasami na prawdę potrafi zdenerwować czytelnika. Towarzyszy jej Iseult, jej więziosiostra, rozsądna i spokojna, "beta" w owym duecie. Z nią problem jest identyczny, kolejna nudna postać, która nie jest niczym więcej niż opanowaną, nieznającą swojej mocy dziewczyną z obsesją na punkcie bezpieczeństwa i dobra Safi. 
   Większość postaci w "Prawdodziejce" jest czarna lub biała, bohaterowie nie mają różnych cech - są po prostu źli, dobrzy lub udający złych. W przeciwieństwie do Sarah J. Mass nie widzę tutaj bogato nakreślony bohaterów. Wyjątkiem może być Aedun i Lalkarka, które są moimi ulubionymi razem z Merikiem. Aedun to krwiodziej, który urzekł mnie swoją prawdziwością na tle innych postaci, zaś Lalkarka jest postacią z bardzo ciekawie wykreowaną historią. Gdybym, miała napisać o nich więcej, musiałabym zdradzić sporą część fabuły, a tego chyba nikt nie chce. Wymieniłam jeszcze Merika - postać w miarę zwykłą, lecz z powodu sposobu opisywania jego osoby nie mogę o nim zapomnieć, autorka po prostu sprawia, że czytelnik ulega urokowi księcia i nie chce od niego uciec.

   Jednym z plusów "Prawdodziejki" jest łatwy i przyjemny styl autorki. Książkę czytało mi się na prawdę szybko i przyjemnie. Świat, wymyślony przez Susan Dennard urzekł mnie i wessał. Mamy tutaj do czynienia z niewątpliwie wielką wyobraźnią pisarki, która prezentuje nam miejsce przemyślane i pełne magii, która zaczarowywuje. Barwne opisy zdecydowanie pobudziły moją wyobraźnię. Zwłaszcza opisy walk były bardzo dobrze napisane, prawie słyszałam brzdęk metali i oddechy walczących! Akcja jest szybka i wartka, nie sposób się nudzić - wyjątkiem jest koniec powieści, przez który brnęłam niczym przez smołę. Wtedy zaczyna robić się na prawdę nudno, a autorka wiedząc o tym chce wszystko naprawić nieudolnym zwrotem akcji, który nie wywarł na mnie ogromnego wrażenia.

   Sam pomysł na fabułę był doskonały, lecz jego wykonanie już trochę mniej. W "Prawdodziejce" znajdziemy wiele przeplatających się ze sobą wątków. Jednym z nich jest typowy wątek miłosny, który moim zdaniem jest prawdziwą porażką, ponieważ jest przewidywalny i schematyczny. Oprócz niego możemy zauważyć wątek polityczny, który bardzo mi się spodobał i wolałabym żeby był bardziej rozbudowany. Wiele wątków zostało uciętych, nie wiem czy pojawiają się w następnej części, więc nie uznaję tego za minus - być może było to zaplanowane działanie, które miało na celu zachęcenie do poznania dalszych losów bohaterów. Intryg nie było zbyt wiele co mnie zasmuciło, jednak opisy dziejów Czaroziemi mnie zachwycił. Powieść jest przewidywalna, lecz nie zniechęcało mnie to do dalszego czytania. Jak już wcześniej wspomniałam autorka próbowała zastosować zwrot akcji, jednak zrobiła to trochę nieudolnie i marnie jej to wyszło. Nie wiem czy to dlatego, że przeczytałam wiele książek z gatunku fantasy, czy też przez brak doświadczenia pisarki co zdecydowanie odbiło się na jakości treści.


   Podsumowując, "Prawdodziejka" pióra Susan Dennard jest dobrą i lekką lekturą na długie jesienno-zimowe wieczory, Klimat w niej panujący, urzeka i wywołuje uśmiech na twarzy. Styl autorki jest przyjemny, świat doskonale wykreowany. Minusem jest przewidywalność i zdecydowanie szablonowi bohaterowie, którzy czasami potrafią zdenerwować. Niedokończone wątki i romans uznam za neutralne punkty, które ani nie podwyższają, ani nie zaniżają oceny. Opisy przyrody i walk przenoszą czytelnika w zupełnie nowy świat pełen magii i walki o przetrwanie. Zdecydowanie jest to książka, którą warto przeczytać, chociażby dla wyrobienia sobie własnej opinii, zaznajomienia się z tym niezwykłym światem oraz spędzenia przyjemnych chwil z Safi, Iseult oraz Merikiem. Czekam na kontynuację, mając nadzieję, że debiut nauczył czegoś Susan Dennard, a jej dobra przyjaciółka Sarah J. Mass udzieliła jej pewnych wskazówek sprawiając, że kontynuacja powali mnie na kolana!






Moja ocena: 7/10

Aelin, 20 listopada 2016

sobota, 12 listopada 2016

Liebster Award #1






   Za nominację do mojego pierwszego Liebster Award dziękuję Klaudii z Książki, recenzje, czytelnicy.
Mój "pierwszy raz" ;)




1. Czy masz taką książkę, która pomimo tego, że kiedyś uważałaś ją za swoją ulubioną, całkowicie wyparowała z Twojej pamięci?

   Aby odpowiedzieć na to pytanie musiałam wstać i zerknąć na moją kolekcję, oraz notatki ( tak zapisuję KAŻDĄ przeczytaną książkę). Jestem osobą, która bardzo przywiązuje się do książek, więc rzadko o nich zapominam, zwłaszcza o mojej ulubionej! Jednak jest taka, przyznaję się. W lipcu 2014 roku wypożyczyłam "Królestwo czarnego łabędzia" pióra Lee Carroll. Zupełnie o niej zapomniałam, mimo że w moim zeszyciku widnieje z dziesięć serduszek zaraz obok tego tytułu. Nie pamiętam o czym było, kojarzę tylko słowa takie jak: ogród, dziewczyna, Londyn (?), pożar.


2. Wolisz kupować książki w księgarniach, czy też częściej zaglądasz do biblioteki ?

   Kocham mieć swoje egzemplarze książek, mam ich ponad 250. Jestem uzależniona od książkowych zakupów, a kiedy wchodzę do księgarni...mój portfel bardzo to odczuwa. Jednak w wakacje mówię stop mojej "ułomności" i wypożyczam książki z biblioteki. Lubię ich zapach.


3. Jaka książka ma według Ciebie najpiękniejszą okładkę?
   "Czerwień rubinu" - Kerstin Gier. Uwielbiam ją. Uważam, że idealnie oddaje klimat książki!


4. Czy w Twoim gronie znajomych/rodziny są osoby czytające, czy raczej Twoje najbliższe otoczenie stroni od książek?

   Jedynie moja ciocia mieszkająca obok czyta, reszta mojej rodziny stroni od książek. Co do znajomych... Znajdzie się z 5 czytających :D


5. Jaką książkę bez wahania poleciłabyś przypadkowej osobie, o której guście nic nie wiesz?

   Zdecydowanie Harry'ego Pottera! To od niego zaczęła się moja przygoda z książkami. Z drugiej strony, wiele osób czytało w dzisiejszych czasach tą serię...


6. Czy oglądasz jakiegoś booktubera? Jeśli tak, to kto nim jest i co najbardziej Ci się u niego na kanale podoba?

    Oglądam Anitę z "Book Reviews by Anita", z którą też przeprowadziłam "wywiad". Podoba mi się w niej szczerość i sposób przekazywania emocji! To po prostu trzeba zobaczyć, nie da się tego opisać.


7. Czy Twoi znajomi wiedzą, że posiadasz bloga, czy też starasz się być wśród nich anonimowy?

   Ci najbliżsi wiedzą i bardzo mnie wspierają oraz motywują. Dziękuję Wam dziewczyny! <3


8. Co Cię skłoniło do założenia bloga?

     Kocham czytać książki, a możliwość dzielenia się moją miłością z innymi napawa mnie radością. Czemu więc nie miałabym robić czegoś co mnie uszczęśliwia? Zwłaszcza, że w moim życiu staram się robić wszystko bym była szczęśliwa!


9. Gdybyś mogła spędzić jeden dzień z wybranym przez siebie pisarzem, kto to by był i dlaczego? Czego chciałabyś się od niego dowiedzieć, o czym porozmawiać?

   Byłaby to Agata Christie! Kocham jej książki i styl, a to w jaki sposób potrafi poprowadzić wątki imponuje mi. Zapytałabym na pewno jak ona to robi, porozmawiałabym o jej inspiracjach i o Herkulesie Poirot.


10. Wolisz powieści polskie, czy też zagraniczne?

   Zdecydowanie zagraniczne, chociaż z polskich zamierzam w niedalekiej przyszłości przeczytać coś pióra Remigiusza Mroza. Może akurat przekonam się do twórczości rodaków?


11. Na co zwracasz największą uwagę podczas czytania?

   Na styl autora, ciekawe wątki i bohaterów. Nie potrafię czytać książki, która napisana jest po prostu źle. Przykładem może być "Czerwone jak krew". Dla mnie była ona beznadziejna pod względem stylu pisania i nie wiem czyja to była wina, autora czy tłumacza, ale nie mogłam tego czytać, po prostu nie mogłam i gdyby nie BookAThon nadal bym jej pewnie nie przeczytała. Co do wątków, przy książce nie chcę się nudzić, więc zwracam uwagę na ilość i jakość wątków. Musi ich być nie tylko sporo, lecz przede wszystkim muszą być dokończone. Nie ma nic gorszego od zastanawiania się co było dalej! Bohaterowie po prostu nie mogą być "płascy" i denerwujący.


MOJE PYTANIA.
1. Gdzie najbardziej lubisz czytać?
2. Jaka książka rozczarowała Cię najbardziej i dlaczego?
3.Czy jesteś w stanie słuchać muzyki podczas czytania, jeśli tak to jakiej?
4.Czy są takie tytuły po które na pewno nie sięgniesz?
5. Czy posiadasz swoje ulubione wydawnictwo, jeśli tak to jakie i dlaczego?
6. Do jakiej książki masz największy sentyment?
7. Najlepsza książka na zimowe wieczory to...
8. Najlepszy książkowy prezent to...
9. Bohater, który zainspirował Cię do działania to?
10. O jakiej książce na pewno nie zapomnisz?
11. Kiedy zaczęłaś/ zacząłeś czytać i co Cię do tego skłoniło?


Nominuję: 
1.Recenzje Klaudii
2.Zanurz się w książkach rodem z niebios...
3.Kocham czytać
4.Just&Books
5.Szelest Stron
6.Recenzje Devi
7.Moment Of Dreams
8. Każdą osobę, która chce odpowiedzieć na owe pytania, a następnie wstawić link w komentarzu!




Aelin, 12 listopada 2016

wtorek, 8 listopada 2016

Krótkie wyjaśnienie



   Blog ucichł, ponieważ w moim życiu coś w końcu zaczęło ze sobą grać. Przepisanie się do innej szkoły łączy się z obowiązkiem nadrabiania zaległości i to właśnie jest powód ciszy. Wracam już w weekend! Trzymajcie się cieplutko w te listopadowe, szare dni.


Pozdrawiam,
Aelin

piątek, 28 października 2016

Book Haul #1



   Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować zupełnie co innego, niż recenzja. Zapraszam Was na Book Haul!


   Oto moje zakupy, które zrobiłam w październiku. Nie mogłam przejść obojętnie obok premiery nowego Harr'ego Pottera, "Prawdodziejki", "Mimo twoich łez" czy dodruku "Króla Kruków"! "Szóstka Wron" w promocji z Kartą Empik? "Chemia Śmierci" za 9,99? Jak można było z tego nie skorzystać! Cztery paczki, a tyle radości.



1)  Susan Dennard - "Prawdodziejka"





   Przyznam się bez bicia, "Prawdodziejkę" kupiłam w ciemno, bez czytania opisu. Widząc pochlebną recenzję Sarah J. Mass postanowiłam od razu dokonać zakupu. Dopiero potem obejrzałam filmik u "Book Reviews by Anita" i nie pożałowałam. Gdy tylko dostałam zaproszenie do odbioru zamówienia, pobiegłam w podskokach. Panie i Panowie, to właśnie ta książka wyleczyła mnie z kaca książkowego! Jej recenzja powinna pojawić się niebawem.









2) Simon Becektt - "Chemia Śmierci"





Tę książkę poleciła mi koleżanka, a wiem o niej tylko tyle ile mówi czytelnikowi opis. Podobno książka trzyma w napięciu, a opisy są bardzo żywe i działają na wyobraźnię. Uwielbiam takie thrillery i bohaterów, którzy wykonują ciekawe zawody. Główna postać jest bowiem antropologiem sądowym. No i do tego ta cena! 9,99 !!!

"Już po trzydziestu sekundach przechodzi cię dreszcz. Po minucie masz serce w gardle. A kiedy kończysz czytać, dziękujesz Bogu, że to tylko powieść."






3) Legih Bardugo - Szóstka wron


      Kolejna przeceniona książka, chociaż kupiłabym ją nawet za jej normalną cenę. Skorzystałam z okazji i do zamówionej "Prawdodziejki" dopchnęłam "Szóstkę wron" oraz "Chemię śmierci" dopełniłam wszystko "Demonologami" i poczułam radość! Leigh Bardugo napisała jedną z ciekawszych i egzotyczniejszych trylogii jaką czytałam, a mianowicie Trylogię Girszy. Była to jedna z tych nielicznych serii, które przeczytałam podczas kaca książkowego w czasie trwania wakacji. I nie mogłam się w nią niestety dostatecznie wczuć, ale i tak poczułam tę magię płynącą z owej trylogii. Po tym mam bardzo duże wymagania względem "Szóstki wron" i nie mogę doczekać się kiedy ją przeczytam! Przede mną Harry Potter, a później Szósteczka. Wydanie tej powieści zasługuje na kilka słów, ponieważ jak wiadać na zamieszczonym niżej zdjęciu jest ona wydana genialnie. Czarne brzegi i czerwona wstążeczka służąca jako zakładka. GE-NIAL-NE. Zdecydowanie w moim guście!



4) J.K.Rowling, Jack Thorne, John Tiffany - "Harry Potter i Przeklęte Dziecko"



   Wielka premiera, zamieszanie z przesyłkami... Chcąc odebrać moją paczkę z "Prawdodziejką" musiałam czekać, aż sprzedawca sprawdzi co zamówiłam. Za żadne skarby nie można było im sprzedać Harry'ego Pottera przed czasem. Inaczej ponieśli by ogromne koszty, powiedzieli mi to przepraszając za zamieszanie. Kiedy odbierałam go dwa dni później, okazało się, że mój egzemplarz jest uszkodzony. Jednak sprzedawca zauważył to pierwszy i od razu wymienił mi ją, a uszkodzoną schował. Empik... Serio zasługuje na takie hejty, czy tylko u mnie w mieście sprzedawcy są tacy mili? Nie wiem co powiedzieć o Przeklętym Dziecku. Nie chcę się nakręcać, ponieważ słyszałam różne opinię. Cały czas uspokajam się słowami: "To tylko scenariusz, nie jest to Harry Potter jakiego znasz i kochasz." Podchodzę do tej książki z dystansem, a przynajmniej taki mam plan.



5) Tarryn Fisher - "Mimo twoich łez"



   Jest to druga część trylogii " Mimo moich win", której pierwszą część połknęłam. Niecierpliwie czekałam na tę premierę, ponieważ poprzednia książka mnie zmiażdżyła i nie dawała o sobie zapomnieć. To "Mimo moich win" wywołało u mnie tak ogromnego kaca. Wiem, że nie jest to wybitna powieść, jednak poruszyła mnie dogłębnie i wciągnęła w swój świat nie chcąc wypuścić. W tym miesiącu książki, które zamówiłam to historie, które chcę jak najszybciej poznać. TERAZ! JUŻ! Nie mogę się doczekać czasu spędzonego z tym tytułem!






6) Maggie Stiefvater - "Król Kruków"






   To książka, na którą czekałam dobry rok. Nie była dostępna, aż w końcu doczekałam się dodruku. Kochane wydawnictwo Uroboros <3 Część pierwsza została rzucona na sprzedaż dzień przed podaną premierą, gdy tylko to zobaczyłam, zrobiłam kolejne zamówienie i potwierdziłam je natychmiast. Następnego dnia odświeżałam stronę z niecierpliwością, pozostałe dwa tomy zamówiłam już razem, teraz czekam, aż przyjdą. I tak mamy następną książkę, którą muszę jak najszybciej przeczytać. A czasu tak mało...






7) Geralt Brittle - "Demonolodzy. Ed i Lorranie Warren"







   Interesuje się zjawiskami paranormalnymi, więc to oczywiste, że musiałam zakupić ten tytuł. Jestem nastawiona na dreszcz emocji i strach. Przeczytałam pierwszy rozdział i nie poczułam nic... Może później się rozkręci? Nie mam pojęcia, aczkolwiek dam tej książce szansę. Zwłaszcza, że wydarzenia opisane w tej książce stanowiły inspiracje do filmów "Obecność" i "Obecność 2"









    Czytaliście, którąś z powyższych książek? A może macie zamiar? Koniecznie powiedzcie mi o tym w komentarzach!

czwartek, 27 października 2016

6) Stephenie Meyer - Zmierzch











Tytuł: Zmierzch (Twilight)
Autor: Stephenie Meyer
Saga Zmierzch
Ilość stron: 414
Data wydania: 2007 rok
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Tłumaczenie: Joanna Urban








   Trzymając w ręce "Zmierzch" chęć ponownego wgłębienie się w ten świat, tym razem jako trochę starsza osoba, o innym poglądzie na pewne aspekty. Saga "Zmierzch" nieodparcie kojarzy mi się z moimi czytelniczymi początkami i bolą mnie wszechobecne hejty na tą historię, która co prawda nie jest doskonała, ale również nie taka tragiczna jak malują ją inni. Nie przeczytałam tej książki ponownie, ponieważ chciałam zachować sobie obraz tego, jak ją odbierałam dobre siedem lat temu, a byłam wtedy jeszcze dzieckiem. Dzisiejsza recenzja będzie trochę inna, ponieważ będzie ona opisem emocji dziewięciolatki jaką wtedy byłam oraz obecnym spojrzeniem na bohaterów i wydarzenia rozgrywające się w "Zmierzchu"

   Pamiętam jak czytałam ją z zapartym tchem, jak fascynowała mnie więź pomiędzy bohaterami. Zakazana miłość, problemy, dorastanie, wampiry... Byłam zaczarowana. W tej historii nie dostrzegałam, żadnych wad, podkreślam ŻADNYCH. Zmusiłam nawet moją ciocię do przeczytania tej książki, ona także nie narzekała. Czterdziestoletnia kobieta czytała "Zmierzch" i uważała go za dobry, więc dlaczego obecnie słyszymy na tę książkę tyle negatywnych opinii? Myślę, że to ze względu na rozwój literatury. Obecnie mamy do wyboru od koloru historii o wampirach, zakazanej miłości i dojrzewaniu - wtedy ta książka była czymś innym, więc nikt nie mógł porównać jej do innego tytułu. Ona była i stała się światowym megabestsellerem to coś oznacza, prawda?

    Bohaterowie, których obecnie uważam za typowych i bardzo przewidywalnych, wtedy zachwycali mnie swoją prawdziwością. Nie dostrzegałam wymuszonych reakcji Belli i jej denerwującego sposobu bycia. Edward był idealny, dzięki swojej tajemniczości. Żadna z postaci nie wydawała mi się wtedy płaska i jakby za bardzo zaplanowana. Wszystkie ich reakcje obecnie są dla mnie przewidywalne.

   Co do samej historii i wątku miłosnego, tutaj muszę przyznać rację hejterom - przewidywalna, przesłodzona i czasami nudnawa. Nic więcej nie mogę o niej napisać, po prostu nie ma o czym i kropka.

   "Zmierzch" pióra Stephenie Mayer stoi dumnie na jednej z moich półek i mimo upływu lat nadal wygląda dobrze. Kiedyś nie rozumiałam sensu okładki, lecz teraz jest to rzecz, która jest bardzo dobrym zwieńczeniem historii. Białe ręce symbolizujące wampira, a w nich czerwone jabłko - człowiek. Wszystko to na tle klasycznej czerni prezentuje się mrocznie i cieszy oko. Dodatkowo tekst napisany jest niemęczącą oka czcionką, a wydawnictwo zadbało o naturę i nie marnując kartek na oddzielanie rozdziałów czystą kartką lub zaczynania go na nowej stronie co jest moim zdaniem wielkim plusem.

   Styl autorki, moim zdaniem, jest dobry i lekki. Spotkałam się z wieloma książkami, które napisane były beznadziejnie. Tutaj jakość przewyższa nad treścią. Czy to dobrze? Można by było o tym podyskutować do czego zapraszam w sekcji komentarzy!

   Podsumowując, "Zmierzch" nie jest książką ani koszmarną ani wspaniałą. Jest czymś pomiędzy, czymś dobrym. Bohaterowie mogą denerwować, lecz historia, moim zdaniem, nie jest koszmarna, czasami wręcz ciekawa. Nie rozumiem ogromnej fali negatywnych opinii. To prawda,"Zmierzch" nie jest doskonałą książką, lecz moim zdaniem niektórzy zapominają w jakich czasach dla literatury młodzieżowej została ona napisana i, że owe czasy różnią się od tych obecnych, w których zakazana miłość to chleb powszedni.

"Śmierć jest łatwa, prosta, życie jest trudniejsze."



Moja ocena: 5/10




Aelin, 27 paździenika 2016

5) Michael Grant - Posłaniec Strachu









Tytuł: Posłaniec Strachu ( Messenger Of Fear)
Autor: Michael Grant
Cykl: Posłaniec Strachu
Ilość stron: 448
Data wydania: październik 2015
Wydawnictwo: Jaguar
Tłumaczenie: Natalia Mętrak-Ruda









   "Posłaniec Strachu" to książka autorstwa Michaela Granta, autora znanego przede wszystkim z serii GONE, której nie przeczytałam. Próbowałam to zrobić, jednak nie przebrnęłam dosłownie przez pierwszą stronę. Kupiłam ją nie patrząc na autora, sam tytuł i opis wywarł na mnie wrażenie. Pomyślałam: "może jednak warto zaryzykować?" I to ryzyko było wielkie, ponieważ zapłaciłam za tę książkę sporo, a patrząc z perspektywy GONE nie wróżyłam sobie powodzenia. Stwierdziłam, że najwyżej oddam ją do biblioteki, jednak po przeczytaniu z uśmiechem odłożyłam ją na półkę. Panie Grant, gratuluje wymyślenia czegoś innego i ciekawego!

   Książka opowiada o dziewczynie, która budzi się pośród żółtej mgły i nie pamięta nic oprócz swojego imienia brzmiącego Mara. Spotyka ona tytułowego Posłańca Strachu, który pokazuje jej samobójstwo pewnej dziewczyny - Samanthy Early oraz inne mroczne sceny. Następnie przedstawia jej się i wyjaśnia przyczyny jej amnezji i obecnego położenia. Ponieważ Mara zrobiła coś złego musi ponieść karę, zostanie następczynią Posłańca Śmierci. Jej zadaniem jest przyglądanie się swojemu mentorowi podczas wykonywania pracy i nauczeniu się wszystkiego. Tak rozpoczyna się ta historia.

   "Posłaniec Śmierci" urzekł mnie swoją tematyką. Jeszcze nigdy nie czytałam książki poruszającej w ten sposób motyw winy i kary. Posłaniec Strachu przychodzi do bohaterów, którzy zrobili coś złego. Przykładem kary jest wezwanie Mistrza Gry, który jest zdecydowanie jedną z najstraszniejszych postaci w tej powieści. Proponuje on grę, jeśli wygrasz - idziesz wolny, jeśli nie  musisz zmierzyć się z tym czego obawiasz się najbardziej. Wydaje się to proste, prawda? Otóż wcale takie nie jest. Gra jest sama w sobie przerażająca i nawet jeśli się wygra - będzie nauczką do końca życia. 

   Jak w każdej młodzieżówce, pojawia się tu wątek miłosny. Ten jest jednym z takich, które zapadają na jakiś czas w pamięć. Ciekawy, lecz od początku możemy przewidzieć między kim wystąpi (pewnie już wiecie, prawda?) Jednak nie kończy się tak jak myślimy, a bohaterowie po połowie nie skaczą sobie w ramiona.

   Powieść posiada również przesłanie, które mnie osobiście skłoniło do refleksji na temat mojego postępowania. Jeśli ktoś potrafi wgłębić się w książkę to na pewno znajdzie wiele sytuacji, w których sam brał udział. Pokazuje jak łatwo jest czynić zło i jak niewiele potrzeba by wydarzyła się w naszym życiu jakaś tragedia.

   Wielkim plusem "Posłańca Śmierci" są bohaterowie. Mara nie jest wyidealizowaną postacią, która nie wie czego chce. Jest zdecydowana, nie boi się okazywać uczuć i nie ukrywa strachu. Wręcz przeciwnie, stawia mu czoła i chce go zwalczyć. Tytułowy bohater urzekł mnie tym w jaki sposób został opisany, jest on tak wyraźnie nakreślony, że po pół roku od przeczytania tej książki, nadal go pamiętam. Jest tajemniczy, przez co wciągamy się w historię, chcąc poznać go lepiej. Michael Grant bardzo dobrze to sobie zaplanował. W powieści pojawia się dużo postaci, które zapadają w pamięć. Książkę czytałam, gdzieś w marcu tego roku, a pamiętam minimum osiem postaci, myślę, że to dobry wynik. 

   Styl autora jest zdecydowanie przyjemny, lecz muszę się do czegoś przyczepić. Zabrakło mi w tej książce opisów. Jestem osobą kochającą wyobrażać sobie wszystko to co czyta, wczuwam się w książkę i jej historię, jednak tutaj nie mogłam tego zrobić, bo jak niby mam wyobrazić sobie miejsce, gdzie przebywa Mara oraz Posłaniec skoro nie ma żadnego opisu? Dla mnie to miejsce było czarną, denerwującą dziurą. Przyznam się szczerze, przez to, że nie mogłam wyobrazić sobie scenerii często pomijałam  kilka linijek przechodząc od razu do dialogów. Z drugiej strony mamy tutaj dużo opisu postaci co moim zdaniem jest dobrym zabiegiem, ponieważ bardziej poznajemy motywy ich działań, jednak momentami są one przydługie i po prostu męczą.


   






   Warto też wspomnieć, że w Polskim wydaniu mamy od razu dwie części i dodatek. Pierwsza zatytułowana jest zupełnie tak samo jak książka i jest bardzo dobrym wprowadzeniem do świata wykreowanego przez autora, zaś druga część nosi tytuł "Serce w tatuażach" i przybliża nam pracę Posłańców Strachu. Książkę zwieńcza króciutka część zatytułowana "Wąż", która szczerze powiedziawszy nie zaciekawiła mnie i nie przypadła mi do gustu.




   







   Podsumowując, "Posłaniec Strachu" jest książką dobrą i przyjemną do czytania. Historia w niej zawarta porusza w inny sposób motyw winy i kary, skłania nas do przemyśleń. Nieszablonowość powieści i postacie to jej największe atuty. Trzyma w napięciu, jednak momentami jest przewidywalna, a niektóre opisy zanudzają. Jednak mimo tych wad czyta się ją szybko i zdecydowanie czas spędzony z nią zapamiętuje się jako dobrze spędzone chwile. Jest to inteligenta, wciągająca i zaskakująca lektura idealna na jesienne czy zimowe wieczory.


"Poczucie winy jest pasożytem, robalem, który rośnie i rośnie, karmiąc się każdą sekundą ulotnej radości. Kiedy się śmiejesz, wymierza cios. Kiedy zachwycasz się pięknem, okazujesz czułość, doświadczasz radości - kłuje cię. Przypomina ci, że zrobiłeś coś i nie zasługujesz na szczęście."



Moja ocena: 7/10



Aelin
27 października 2016

poniedziałek, 24 października 2016

4) Collen Hoover - Maybe Someday









Tytuł: Maybe Someday
Autor: Collen Hoover
Cykl: Maybe
Ilość stron: 363 (+15)
Data wydania: 13 maj 2015
Wydawnictwo: Otwarte
Tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski









   "Maybe Someday" to kolejna powieść, z którą zwlekałam. Bałam się, że to kolejny, typowy romans. Pierwszą książką Collen Hoover, którą przeczytałam było "Hopeless". Uznałam ją za lekką i bardzo wciągającą. Jednak nie zachwycałam się nią zbytnio, była po prostu dobra. Kupując "Maybe Someday" nie spodziewałam się takiej historii. Czytałam ją kilka ładnych miesięcy temu, a jednak nadal ją doskonale pamiętam. Wywarła na mnie niesamowite wrażenie, sprawiła, że zakochałam się w kolejnej książkowej postaci i otworzyła mi oczy na kolejny odcień miłości.

   Zakupiłam ową powieść całkiem w ciemno i tego samego dnia zasiadłam i zatopiłam się w historii, którą Collen Hoover chciała przekazać czytelnikowi. Książki nie odłożyłam dopóki nie przeczytałam ostatniego zdania ze łzami w oczach.

   Pierwsze co musicie wiedzieć o "Maybe Someday" jest to, że to nie tylko książka. To eksperyment, pewnego rodzaju projekt, który autorka przygotowała ze wspaniałym piosenkarzem Griffinem Petersonem, którego głos pokochałam od pierwszego usłyszenia. Stworzyli oni ścieżkę dźwiękową, która towarzyszy historii rozgrywanej na kartach tej powieści. Po zeskanowaniu kodu podanego na jednej z pierwszych stron książki, zostajemy przeniesieni na stronę ze soundtrackiem. Jak sama autorka oraz jej współpracownik napisali : " Najlepiej słuchać piosenek wtedy, gdy ich teksty pojawiają się w książce." To co przygotowali razem, jest cudownym dopełnieniem książki i moim zdaniem bez tych piosenek, czytanie tej historii nie byłoby tak wspaniałym i emocjonującym przeżyciem jakim jest. Muzyka i słowa doskonale oddają ducha tej książki oraz ich głównych bohaterów. Pisząc tę recenzję słucham jeszcze raz tego co dla nas przygotowali i ogarnia mnie chęć ponownego zapoznania się z opowieścią Hoover ( zresztą jak zawszę, gdy myślę o tej książce)

   Powieść pisana jest z dwóch perspektyw: perspektywy Sydney i Ridge'a, czyli głównych bohaterów. On, gra na gitarze, ale jego utworom brakuje tekstów. Ona, ma poukładane, spokojne życie : studiuje, pracuje, jest w stabilnym związku. Jednak jak to w życiu bywa - wszystko rozpada się na kawałki w ciągu chwili. Bohaterowie poznają się dość nietypowo. Sydney codziennie słucha jak Ridge gra na gitarze, siedząc na balkonie naprzeciwko. Muzyka ujmuje dziewczynę, więc ta codziennie wychodzi na balkon, aby podsłuchać jak chłopak ćwiczy i pośpiewać do jego utworów. Gdy ten zauważa dziewczynę śpiewającą do jego muzyki, postanawia nawiązać z nią kontakt. Przed codziennym "występem" chłopak pisze na kartce swój numer, pokazuje go dziewczynie, lecz gdy ta nie rusza się z miejsca, dopisuje, że ma do niej pytanie. Po wielu prośbach dziewczyna zgadza się wysłać mu jeden z tekstów, które napisała słuchając tego jak gra. Jednak nagle w życiu dziewczyny zdarza się coś, przez co jest zmuszona wynająć mieszkanie u Ridge'a i tak zaczyna się ich historia.

   Wątek miłosny w tej książce jest od razu zauważalny, wiemy pomiędzy kim nastąpi i spodziewamy się jak będzie przebiegał. Jednak nie wiemy o jednej bardzo ważnej informacji, która wywróci nasze przypuszczenia. To nie jest typowa historia i będę to podkreślała w kółko. Przeczytałam wiele książek w swoim życiu, jednak ta zaskoczyła mnie niesamowicie i stała się jedną z moich ulubionych. Collen Hoover doskonale oddaje uczucia, sprawiając, że i my czujemy to co bohaterowie. Dodatkowo piosenki, o których wspomniałam... Teksty we "właściwej" książce są po angielsku, jednak na końcu polskiego wydania znajdziemy ich tłumaczenie, dla tych, którzy niezbyt znają język angielski. To te teksty odgrywają kluczowe znaczenie, dzięki nim poznajemy prawdziwe uczucia bohaterów.

   Książka opowiada również o tym jak czasami musimy przełożyć czyjeś szczęście nad swoim. Mówi nam o walce, chęci życia, szczęściu, niezłomności i uczuciu, które zdaje się jednocześnie właściwe i niewłaściwe. Bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani, prawdziwi. Zakochałam się w Ridge, który jest moim zdaniem najlepiej wykreowaną postacią. Jego niezłomność, troskliwość i inteligencja ujęła mnie i pewnie nie tylko mnie. Dzięki niemu do swojego ideału chłopaka dodałam umiejętność grania na gitarze.

   "Maybe Someday" jest książką chwytającą za serce. Porusza, uczy, bawi. Ostatnie rozdziały czytałam ze łzami w oczach. Jej plusem jest zdecydowanie soundtrack oraz sama historia, którą ma do przekazania. Myślę, że idealnym podsumowaniem jest zdanie, które znajduje się z tyłu książki, a brzmi ono tak: " Maybe Someday to opowieść o ludziach rozdartych między 'może kiedyś', a 'właśnie teraz' , o emocjach ukrytych między słowami i o muzyce, którą czuje się całym ciałem. "



"...ludzie nie wybierają, w kim się zakochują. Mogą jedynie wybrać, kogo dalej będą kochać."


Moja ocena : 10/10



Aelin 24 października 2016

środa, 1 czerwca 2016

Ta osoba rozpiernicza system i to totalnie!


Chyba każdy wie co to booktube, jednak ile osób wie jak to wygląda od zaplecza? Co kieruje booktuberami, którzy założyli kanał i opowiadają o tym co kochają - o książkach? I jakim ludźmi są na prawdę?


Czerwone usta, okulary, szaleńcze paplando...i czarna rękawiczka. Tych kilka wyrazów powinno Was naprowadzić. Tak ! Miałam przyjemność, za którą wielce dziękuje, pisać z Anitą - właścicielką kanału Book Reviews by Anita ( link ). Lecz jeszcze zanim poprosiłam o "wywiad", który będzie dany wam przeczyta za momencik kontaktowałam się z Anitą głównie przez Snapchata. Uwierzcie odpowiadała na każdego mojego snapa przez co banan gościł na mojej twarzy niemal codziennie. Booktube to coś co inspiruje mnie i dzięki niemu znajduje wspaniałe tytuły. Po za tym uczestniczę w ciekawej akcji, której kolejna edycja niedługo rusza! (BookAThon startuje niebawem! ) I choć chwilami brakuje mi czasu, zawsze znajdę go na nowy filmik Anity! Dlatego też tak bardzo ucieszyłam się, gdy Anitka zgodziła się na mini "wywiad". Zapraszam do lektury!


1) Co skłoniło cię do założenia kanału?

Anita: Do założenia kanału namówili mnie widzowie, którym spodobał się cykl Book Reviews prowadzony przeze mnie w Babskie Tv. To właśnie tam stawiałam swoje pierwsze kroki na youtube. Lubię paplać o książkach, więc stwierdziłam, że to świetny pomysł! Co prawda zwlekałam trochę z założeniem kanału, ponieważ nie miałam na niego pomysłu, ale koniec końców powstał i… to była chyba najlepsza decyzja, jaką podjęłam w całym moim życiu. :)


2. Ile średnio spędzasz czasu na sprawy związane z twoim kanałem (obróbka filmów, renderowanie, blog, facebook itp)

Anita: Samo nagranie filmu trwa od kilkunastu minut do godziny. Zależy od materiału, który tworzę. Montaż trwa zazwyczaj od godziny do kilku godzin. I też jest to zależne od tego, czy jest to zwykła recenzja czy np. TAG. Chyba najdłuższym filmem, nad którym dotąd pracowałam był Book&Songs. Zajęło mi to 16 godzin. Nie ukrywam jednak, że wszystkiemu winien był mój stary, ciągle zacinający się komputer, który na szczęście zastąpiłam już innym. Render trwa kilka minut, a wrzucenie filmiku na youtube od kilkunastu do kilkudziesięciu minut. W tym czasie tworzę miniaturę. A następnie zabieram się za odpowiadanie na wiadomości od widzów, które spływają drogą mailową, poprzez Facebooka, Instagrama czy Snapchata. Zabiera mi to najczęściej kilka godzin. 


3. Jak wspominasz swoje początki z filmikami?

Anita: Bardzo dobrze! Lubię paplać ;) 


Choć gdy widzę filmy nowych booktuberów - tak świetnie dopracowane pod względem montażu, treści, miniatur, dosłownie wszystkiego - to aż się łapię za głowę oglądając moje stare produkcje. Jestem dość zakompleksiona, więc rozkręcenie się przed kamerą zajęło mi sporo czasu. Do tego nigdy nie przejawiałam zdolności w zakresie montażu. Po prostu nie mam tego do tego drygu, odpowiedniego wyczucia, jak np. Maja K., którą gorąco pozdrawiam :*
Ale! Dzięki tym filmikom zebrałam wokół siebie genialną publiczność. W końcu przełamałam się, by tworzyć więcej treści. Zaczęłam nabierać więcej pewności siebie. Jednym słowem nie mam za bardzo na co narzekać. Po prostu mówi się trudno i żyje dalej. :)


4. Od jakiego czasu czytasz? 

Anita: Nigdy nie wiem, co odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ za bardzo tego nie pamiętam. Byłam mała. Ale ile lat miałam? Nie mam zielonego pojęcia. Wiem jedynie, że miłość do książek zawdzięczam mojej chrzestnej, która pracowała kiedyś w księgarni i przynosiła mi sporo książek oraz tacie, który zaraził mnie miłością chociażby do TRZECH MUSZKIETERÓW Aleksandra Dumas. <3 <3 <3
Jeśli nie czytałaś, musisz przeczytać, albo poleci największy na świecie FOCH :P


5. Jaką książkę poleciłabyś osobom które dopiero co zaczynają zagłębiać się w czytelnictwo ?

Anita: Trudno wskazać taką pozycję, ponieważ każdy ma inne gusta. Polecę fantastykę, a tu klops! Ktoś jej nie lubi, nie będzie w stanie przez nią przebrnąć i zrazi się do książek :)
To samo z innymi gatunkami. Najlepiej byłoby więc podpytać te osoby, co je interesuje i dopiero wtedy postarać się dobrać pod nie odpowiednie książki, które być może sprawią, że pokochają czytanie. 


6. Wiem, ze uwielbiasz Martina. Konkretnie za co lubisz tego autora? 

Anita: Kocham go za to, że jest totalnie nieobliczalny! Doprawdy trudno przewidzieć, czym jeszcze nas zaskoczy :)


7.Gdzie znajdujesz nowe tytuły książkowe?

Anita: Nie szukam nowych tytułów. To one znajdują mnie :D
Bardzo dużo książek czytam z polecenia widzów albo Uli. Nie mam wyjścia. Muszę czytać, co każą, albo poleci FOCH. :D


8.Wolisz chodzić do księgarni czy zamawiać przez internet?

Anita: Wolę zmawiać przez internet. Szybciej i taniej :)


9. Czy często zdarza ci się pomylić kilkakrotnie w filmikach przez co musiałaś nagrywać od nowa niektóre fragmenty?

Anita: Tak! Takie sytuacje zdarzają się bardzo często, co można wychwycić w moich filmikach, bo w takich momentach pojawia się najczęściej cięcie - mniej bądź bardziej subtelne. Po prostu nie potrafię wolno mówić. I gdy tak szybko paplam bardzo łatwo o przejęzyczenia.


10. Jakie gatunki książek przypadają ci najbardziej do gustu?

Anita: Najbardziej lubię powieści historyczne oraz fantastykę. Ostatnio też dość często sięgam po młodzieżówki, może dlatego, że gdy miałam te naście lat, nie było za bardzo takich książek. To były czasy, w których namiętnie czytałam klasykę oraz Stephena Kinga. 


11. Czy przed nagraniem jakoś przygotowujesz się do niego? Masz spisane np w punktach o czym masz wspomnieć czy idziesz raczej na żywioł?

Anita: Czasem rzeczywiście spisuję sobie w punktach rzeczy, o których chcę powiedzieć, ale to są bardziej notatki robione w głowie niż na papierze. Najczęściej idę na żywioł, daję się porwać szaleńczemu paplandu, co chyba nie do końca jest dobrym pomysłem :D
Czasami wypadałoby bardziej przemyśleć to, co chciałabym powiedzieć, bo… Gdy w trakcie montażu oglądam moje filmiki… Łapię się za głowę. Serio! Nie żartuję. To, co czasem wygaduję… Zostawiam bez komentarza :D


12. Jakiego autora najbardziej nie lubisz i dlaczego?

Anita: Moja podświadomość podpowiada mi, że tą autorką jest E.L. James. To właśnie ona stworzyła największego gniota, jakiego widział świat. Moja wewnętrzna bogini nadal nie może otrząsnąć się z szoku po spotkaniu z Greyem…. Wkurzona tupie nóżką!


13. Czy są takie książki po które nie sięgniesz z powodu recenzji lub wrażenia?



Anita: Jedynymi książkami, które staram się omijać szerokim łukiem są bestsellery, książki, o których jest bardzo głośno, o których wszyscy mówią, ponieważ bardzo często okazuje się, że są doprawdy słabe. Pierwszy przykład z brzegu „Shantaram” Roberta Gregory’ego Davida. Przełamałam się, przeczytałam i bardzo tego żałuję. 




14. Najgorsza według ciebie książka to?

Anita: „Pięćdziesiąt twarzy Greya” E.L. James. Nic tego nie przebije! 


15. Czy jest jakaś ekranizacja, która według ciebie jest lepsza od książki?



Anita: Tak! Jest nią „Gwiezdny pył” w reżyserii Matthew Vaughna. Cud, miód i pierogi ruskie, jakby to powiedziała moja ulubiona booktuberka Laura Lee, którą koniecznie musicie poznać, jeśli jakimś cudem jeszcze jej nie znacie :) Te kostiumy! Ta muzyka! Ten klimat! Magia <3 <3 <3
Filmowe zakończenie różni się nieco od tego książkowego. I całe szczęście! Polecam bardzo gorąco! Nie tylko film, ale też ścieżkę dźwiękową skomponowaną przez Ilana Eshkeri <3 <3 <3


16. Jak wygląda twój kac książkowy ?

Anita: Chyba nigdy nie miałam porządnego kaca książkowego, więc trudno odpowiedzieć mi na to pytanie. 


17. I ostatnie pytanie. Czy kiedy zaczynałaś swoją przygodę z YT spodziewałaś się, że będziesz miała tylu widzów?

Anita: Nie. To jest dla mnie dużym zaskoczeniem. Nie sądziłam, że kanał książkowy może się tak fajnie rozwijać, że tyle osób będzie chciało oglądać moje paplando! Ostatnio na targach książki w Warszawie wraz z Darką z Więcej Książków zorganizowałyśmy spotkanie dla widzów i byłyśmy zaskoczone tym, ile osób przyszło. Było niesamowicie!




Całym sercem jestem z Anitą i tym co robi, to dzięki niej zaczęłam przygodę z booktubem, przeczytałam wiele cudownych książek ( Martin <3 ), a przede wszystkim wiele razy się uśmiałam! Każdy kto zna czerwonoustą właścicielkę kanału Book Reviews by Anita kocha jej szaleńcze paplando, humor, uśmiech na twarzy no i czarną rękawiczkę. Jeśli jednak nie znacie tej cudownej kobiety to od razu lećcie na jej kanał, bo poleci największy na świecie FOCH!

Jeszcze raz chciałabym podziękować za czas, który został mi poświęcony, chociaż wiem, że to były zakręcone dni. Anitko, pamiętaj, że Cię kochamy! 


Wszystkie zdjęcia zostały zaczerpnięte z fp Anitki.



Aelin
1 czerwca 2016 r

środa, 11 maja 2016

3. Robin LaFevers - Mroczny triumf Jego Nadobna Zabójczyni II










Tytuł: Mroczny triumf 
Autor: Robin LaFevers
Seria: Jego Nadobna Zabójczyni
Część: II
Ilość stron: 499
Data wydania: 25 kwietnia 2014
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Tłumaczenie: Dominika Bogucka










    Przyznam, że po lekturze "Posępnej litości" byłam bardzo ciekawa kontynuacji. Zastanawiało mnie to, jak dalej potoczą się losy Ismae i Gavriela. Jednak "Mroczny triumf" przytacza opowieść zupełnie innej osoby, którą mieliśmy okazję poznać wcześniej...

    Sybella, która jest główną bohaterką tej powieści, to bezwzględna zabójczyni. Przeszłość, o której jak się okazuje, nie może zapomnieć, sprawiła, że dziewczyna nie zna litości. Szukając zemsty, znajduje coś o wiele cenniejszego.

    Opis jest krótki - to fakt. Jednak nie potrafię opisać fabuły tej książki, nie zdradzając najważniejszych informacji, bo ten tytuł jest inny niż poprzednia część. Poznajemy w niej mroczniejszą część Bretanii, a także człowieka - w tym wypadku dziewczyny. Jak w "Posępnej litośc"i uważałam Sybellię za obłąkaną, tak po lekturze "Mrocznego triumfu" poznałam przyczynę jej zachowania,a przede wszystkim powagę jej misji. Autorka namieszała w życiu dziewczyny tak bardzo, aż zaczęłam się bać tego, że nie uda jej się wybrnąć z tych wszystkich dziwnych sytuacji. Jednak fabuła rozwija się szybko i wraz z nią wszystkie problemy rozwiązują się. W poprzedniej części najważniejszym wątkiem był polityczny spór, tutaj zaś jest to walka Sybelli ze samą sobą, z tym, co ją tworzy, czyli przeszłością. Problemy bohaterki czasem wręcz przytłaczają, jednak wszystko ratuje wątek miłosny, którego najmniej się spodziewałam. Robin LaFavers nie szczędzi nam opisów walk. Niemal słyszymy szczęk broni, czujemy zapach krwi... Wydanie jak zwykle zachwyca, za co możemy podziękować "Fabryce Słów"!

    Wyobraźnia autorki zaskakuje. Jednak jak "Posępną litość" czytałam z wypiekami na twarzy tak "Mroczny triumf" nie zachwycił mnie tak bardzo. Książka jest dobra, jednak gdyby porównywać obie powieści... Pierwsza część zwycięży. Zabrakło mi tutaj intryg i polityki. Robin LaFevers skupiła się bardziej na samej bohaterce niż na historii, którą przedstawiła nam w pierwszej części. Może niektórym pasuje taka zmiana, jednak mnie w pierwszej części urzekła niebanalna fabuła i tło. Polityka, zabójstwa, spiski... To wszystko sprawiło, że pokochałam serię "Jego Nadobna Zabójczyni". Niestety w tej części tego zabrakło. Tak odłożyłam "Mroczny triumf" na dwa tygodnie, aby nabrać dystansu. Kiedy ochłonęłam, postanowiłam potraktować tę książkę jako osobną, związaną z "Posępną litością" tylko kilkoma bohaterami. I tak w końcu się wkręciłam, zwłaszcza po pojawieniu się Bestii. I od tego momentu byłam w stanie zapomnieć o Ismae.

    Postać Sybelli nie jest intrygująca. Wszystkie jej zachowania uzasadnione są przeszłością, więc główna bohaterka i jednocześnie narratorka nie wyróżniałaby się niczym, gdyby nie pewien istotny szczegół. O tyle istotny, że jest podstawą całej fabuły tej książki. Dziewczyna to silna kobieta, która boi się jednak, że zabijanie jest dla niej czymś więcej niż wymierzaniem sprawiedliwości. Boi się, że sprawia jej to za dużo satysfakcji. Jednak nie przestaje... W końcu jest córką Mortaina. Została wyszkolona w tym samym zakonie co Ismae. Ojciec, który ją wychował, jest bezwzględnym i okrutnym człowiekiem. Skrzywdził ją tyle razy... A ona pragnie zemsty i uparcie do niej dąży.

" Nie przybyłam do zakonu Świętego Mortaina całkiem niewinna. Miałam już wtedy za sobą trzy trupy i dwóch kochanków. Mimo to mogłam się tam nauczyć wielu rzeczy : od siostry Serafiny stosowania trucizny, od siostry Thominy posługiwania się ostrzem, a od siostry Arnette - niczym map konstelacji gwiazd - umiejscowienia najwrażliwszych punktów na ciele mężczyzny, w które można wbić ostrze z najlepszym skutkiem."

    "Mroczny triumf" to powieść, która spokojnie nadaje się na bezsenne wieczory. Jest przyjemna, pozwala odpocząć i zanurzyć się w historii Sybelli. Fabuła jest wciągająca, a styl autorki ciekawy i dojrzały. Wiele zwrotów akcji sprawia, że książkę czyta się szybko, jednak tak jak już mówiłam - moje serce zostaje przy "Posępnej litości". Znajdziecie tu wiarę, oddanie, miłość, ale też okrucieństwo, walki i morze krwi. Robin LaFevers nie rozczarowuje, daje nam ponownie przeżyć przygody u boku cór Śmierci. "Mroczy triumf" to osobliwe podejście do najgorszych chwil w życiu człowieka, do momentów, kiedy ogarnia nas mrok i niepohamowanej potrzeby odgonienia go.

"Zemsta jest słodka"

Moja ocena: 7,5/10

Aelin 11 maj 2016

wtorek, 10 maja 2016

2. Robin LaFevers - Posępna litość Jego Nadobna Zabójczyni I












Tytuł: Posępna litość
Autor: Robin LaFevers
Seria: Jego Nadobna Zabójczyni
Część: I
Ilość stron: 560
Data wydania: 20 września 2013
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Tłumaczenie: Dominika Wiśniewska









    Tajemnice, intrygujące każdego... Kłamstwa, nie obce człowiekowi... Żądza, która przemawia przez nas od zalania dziejów...  Zdrada, mogąca dotknąć każdego...

    Posępna litość to jedna z tych książek, które okazały się dla mnie wielkim zaskoczeniem. Jak nigdy zwlekałam z jej kupnem, aż nie trafiłam na promocję. Nie wiem, dlaczego tyle zwlekałam, Może to przez obawę przed nowym, nieznanym autorem? Jednak ciekawość jak zwykle zwyciężyła i w tym przypadku wyszło mi to na dobre.

    W lutym bieżącego roku postanowiłam dać tej powieści szansę. W końcu opis zachęcał i intrygował. Tak weszłam w świat Ismae, siedemnastoletniej dziewczyny nękanej przez ojca i naznaczonej piętnem przez samego boga śmierci - Mortaina. To dzięki niemu Ismae zostaje uwolniona od okrutnego ojca i trafia do zakonu Świętego Mortaina, gdzie uczy się sporządzać trucizny, zabijać na wiele sposobów i uwodzić. Po latach nauki dostaje pierwszą poważną misję u boku przystojnego i intrygującego Duvala. Jako assassin, może uchronić ludzi przed zdradą. Jednakże, aby tego dokonać, musi zabijać...

    "Noszę ciemnoczerwone piętno, biegnące od lewego ramienia po prawe biodro, ślad po truciźnie, którą matka dostała od znachorki, by pozbyć się mnie ze swojego łona. Według znachorki, fakt, że przeżyłam, to nie żaden cud, a znak, że zostałam poczęta przez samego boga śmierci."
    
    Posępna litość to powieść, dzięki której po raz pierwszy zetknęłam się z połączeniem dwóch gatunków - fantasy i historii. Na jej kartach obok postaci fikcyjnych takich jak Ismae, Sybella , występują postacie historyczne - Anna, d'Albert czy Madame Dinan. Klimat średniowiecznej Bretanii autorka uzyskała dzięki specyficznemu językowi oraz barwnym opisom. Głównym atutem tej książki  jest właśnie świat przedstawiony, który zaraz obok postaci decyduje o tym, że ten tytuł podbił moje serducho.  Wątki, które LaFevers umiejętnie ze sobą splata, nie przytłaczają czytelnika, a tylko wzmagają jego ciekawość.  Jak w każdej powieści młodzieżowej znajdujemy tutaj wątek miłosny, lecz zdecydowanie to nie on gra w Posępnej litości pierwsze skrzypce. Najważniejsza jest polityka, spory, zdrady i tajemnice związane z otoczką stworzoną przez autorkę. To książka, w której intryga goni intrygę. Na kartach tej historii przewijają się nie tylko specyficzne nazwy trucizn, lecz także nazwy broni, które umożliwiają nam jeszcze bardziej zagłębić się w powieść.

    Co do samych bohaterów... Są oni wykreowani w sposób umiejętny i ciekawy. Zdecydowanie nie wolno nazwać ich typowymi. Oczywiście, jak w każdej powieści, tutaj też mamy do czynienia z tymi złymi i tymi dobrymi, lecz każda postać przewijająca się na kartach Posępnej litości ma w sobie coś, co ją wyróżnia.
    Ismae jako główna bohaterka przedstawiona nam jest w sposób szczegółowy. Poprzez pierwszoosobową narrację oczami córki boga śmierci, poznajemy jej myśli, emocję i lęki. Pozwala nam ona na utożsamienie się z dziewczyną, czego zdecydowanie zabrakło mi w Dworze cierni i róż, który niedawno recenzowałam. Mimo takiej narracji wszystkie wątki przedstawione są w sposób przemyślany, co tylko pokazuje, że Robin LaFevers to nieprzypadkowa autorka, której się poszczęściło, a kobieta z talentem. Uwielbiam nietuzinkowych, a przede wszystkim silnych bohaterów, więc Ismae pod tym względem spełniła moje oczekiwania doskonale. Nie chcąc zdradzać szczegółów, jestem zmuszona napisać tylko tyle - mamy tu do czynienia z kobietą, która wszystkie swoje cierpienia zamienia w siłę.
    Postać, która podbiła moje serce to Gavriel Duval, z którym Isame, chcąc nie chcąc, musiała związać los. Na jej miejscu nie miałabym nic przeciwko. Duval to mężczyzna pełen determinacji, troski i woli walki. Oddał się w ręce świętego Camulosa, patrona bitew i żołnierzy. Postać Gavriela ukazuje, jak wiele człowiek potrafi od siebie dać i ile poświęcić w obronie osób, które się kocha. Jest męską wersją Ismae - może dlatego na samym początku nie potrafią się dogadać. Nic nie zmieni jednak faktu, że to właśnie przez niego musiałam dokonać małych zmian w mojej liście mężów, bijąc na głowę Sylviana z serii Wybrani.

    Czasami zastanawiam się, skąd autorzy czerpią pomysły. Świat Posępnej litości oczarował mnie i sprawił, że chciałam dosłownie wejść w książkę, aby zacząć życie w XV wiecznej Bretanii. Może by mi się poszczęściło i byłabym córką Mortaina? ( Co niektórzy uważają za nieszczęście, no ale...)
Motyw wiary w tej książce zawładną mym umysłem. Ja naprawdę chciałabym tak żyć. Mimo że w fantasy często pojawia się wymyślona wiara (najczęściej politeizm), to ta koncepcja jest jak na razie moją ulubioną.

    





    Na uwagę zasługuje również sposób wydania Posępnej litości. Wydawnictwo "Fabryka Słów'' wybrało dobrze, niewiele zmieniając wygląd okładki. W środku dodatkowo znajdziemy mapkę oraz opis postaci, co według mnie jest świetnym rozwiązaniem. Sam początek rozdziału doskonale oddaje klimat powieści. Mamy tam ozdobniki, które przypominają mi księgi przepisywane przez księży w zakonach. Dodam też, że na końcu książki znajduje się zapowiedź kolejnej części, którą już przeczytałam, a jej recenzja pojawi się zaraz po tej.


    Podsumowując, powieść Posępna litość pióra Robin LaFevers jest jedną z tych książek, które wsysają czytelnika. Kryje w sobie wiele tajemnic, zdrad... Jest mroczna, porywająca i bardzo wciągająca. Trzyma w napięciu do ostatniego rozdziału. Porywa i trzyma w niewoli. Żałuję, że tak późno ją zakupiłam. Postacie wydają się żywe, nie są wyidealizowane, więc każdy może się utożsamić z jedną z nich. Po ostatnich słowach pragniesz więcej Ismae, Gavriela, Mortaina, d'Alberta... Klimat pochłonie cię... Zostaniesz wplątany w tajemnicę i skomplikowaną politykę, wraz z bohaterami staniesz przed ważnymi wyborami, aby pod koniec zamknąć książkę i poczuć TO. Poczuć, że zostałeś naznaczony piętnem.

Moja ocena : 10/10

" Po co być owcą, skoro można być wilkiem."





Aelin 10 maj 2016


niedziela, 8 maja 2016

1. Sarah J. Mass - Dwór cierni i róż










Tytuł: Dwór cierni i róż (A Court Of Thorns And Roses)
Autor: Sarah J. Mass
Ilość stron: 524
Data wydania: 27 kwietnia 2016
Wydawnictwo: Uroboros
Tłumaczenie: Jakub Radzimiński










    Jestem świeżo po zakończeniu lektury Dworu cierni i róż pióra Sarah J. Mass, z którą pierwszy zetknęłam się jakieś dwa lata temu, kiedy to do moich łapek dostał się Szklany tron. Nie ukrywam, że gdy tylko zobaczyłam ACOTAR w preorderze zamówiłam ją od razu. Był to totalny zakup w ciemno, nie czytałam recenzji, polegałam na samym opisie i autorce. Czy zawiodłam się? Czy żałuję? Zdecydowanie nie! Zapraszam do lektury mojej recenzji.

    Świat, który podzielony jest murem na ziemię ludzi i Fae nie jest lekki dla śmiertelników, a Feyra  przekonała się o tym na własnej skórze. Jest dziewiętnastoletnią dziewczyną, żyjącą w niewielkiej chatce wraz z dwoma siostrami i ojcem - kaleką. Na łożu śmierci obiecała matce opiekować się rodziną, co stało się jej celem, kiedy zbankrutowali i zostali zmuszeni do zmiany swojego życia. Z rezydencji przenieśli się do chaty, przez brak pieniędzy głodowali i żyli w nędzy... Feyra związana obietnicą zaczęła polować, aby utrzymać rodzinę przy życiu. Pewnego zimowego dnia, dziewczyna zapuszczając się niebezpiecznie daleko w las podczas poszukiwania zwierzyny, zauważa łanię. Zaraz później pojawia się wilk. Mając świadomość tego, że zwierze może okazać się Fae, dziewczyna zabija je jesionową strzałą - bez żalu, przepełniona nienawiścią. Nie mogła wiedzieć, że ta decyzja zmieni jej życie na zawsze, że przez to zostanie wplątana w intrygę. Wkrótce w drzwiach jej chaty staje złowroga bestia - pochodzący z wysokiego rodu Tamlin. Żąda zadośćuczynienia za zabicie jego przyjaciela. Feyra ma wybór - śmierć w nierównej walce lub udanie się z chłopakiem do Prythianu, krainy zamieszkałej przez Fae i zostanie tam do końca swoich dni. 
    Pozornie dzieli ich wszystko, lecz w praktyce okazuje się inaczej. Nienawiść - uczucie tak silne jest praktycznie niemożliwe do zwalczenia. Czy Feyra pogodzi się ze swoim losem? Czy będzie w stanie pokonać swój strach i niechęć?

    Mamy tutaj do czynienia z połączeniem baśni pt. "Piękna i Bestia" oraz świata nieśmiertelnych i niebezpiecznych istot. Mimo że każdy zna utwór, na którym bazowano tę powieść, pomysł Sarah J. Mass zaskakuje. Wątki, które są delikatnie i umiejętnie przeplatane nie przytłaczają. Zaś bohaterowie! Każdy z nich intryguje nas swoją historią, którą poznajemy powoli na kartach książki. Jednak czuję pewien niedosyt. Feyra, mimo tego, że jest główną bohaterką, była dla mnie najmniej ciekawą postacią. Ogólnie wszyscy ludzie, występujący w tej historii zdają się zbyt prości w porównaniu do Fae, których dzieje są niesamowicie rozwinięte i tworzą doskonałe tło dla powieści. Sama główna bohaterka jest jedną z postaci, które mają niewykorzystany potencjał i choć pod koniec zdenerwowała mnie jej głupota (ta zagadka była TAK PROSTA!). Podoba mi się, że nie jest kolejną dziewczyną użalającą się przez całą książkę nad swoim losem, więc mam nadzieję, że w kolejnej części nie straci swojej hardości i humoru.
    Moje serce podbiło kilka postaci: Lucian, Rhysand, Amarantha i Tamlin. Każdy z nich to Fae.
Zacznę od Luciana, który jest "posłańcem" Tamlina. Jego poczucie humoru i próby maskowania niechęci do Feyry wywoływały lekki uśmiech na mojej twarzy. Historia, która kryje się za tą postacią, jest tragiczna, lecz nadaje mu wyrazu i uzasadnia wszystkie jego wybryki. 
    Przejdźmy do Rhysanda... Księcia Dworu Nocy...Nie mogę powiedzieć, że od początku go lubiłam, ponieważ moje serce biło i bije nadal dla Tamlina. Jednak kiedy spotykamy się z nim ponownie i powoli go poznajemy... Zauważamy, że to kolejna intrygująca postać, która niestety jest tylko tą drugoplanową. Jego tajemniczość, mroczność, a przede wszystkim urok opisany w tej książce podbił moje serce. Kiedy skończyłam Dwór cierni i róż od razu przeczytałam opis kontynuacji. Cieszę się więc, że będzie w niej więcej Rhysanda! 
    Amarantha to czarny charakter w tej powieści.  Z niesamowitym tłem. Wojowniczka, która znienawidziła ludzi przez historię z jej siostrą Clythią. Nie będę kłamała - nienawidzę ją całym moim sercem i bardzo cieszą się z obrotu spraw, jednak jest to zdecydowanie postać warta uwagi, obok której nie można przejść obojętnie. 
     Tamlin... Nie wiem, dlaczego wiele osób go nie lubi. Może dlatego, że zostajemy zasypywani wręcz Tamem. Jednak nie można się za to złościć, w końcu to jedna z najważniejszych postaci. I jak pod koniec książki, jego blask przygasa, tak na samym początku zostałam wręcz nim oślepiona.

    To jak Sarah. J. Mass napisała swoją powieść, było jak dla mnie dobrym wyborem. Widać w niej umiejętności autorki oraz to jak bardzo przyłożyła się do powieści. Tym razem nie zauważyłam niedociągnięć tak jak w Szklanym tronie, Wszystko łączyło się ze sobą w logiczną całość, grało ze sobą idealnie. Opisy, które zastosowała, nadały klimatu i sprawiły, że Prythian stał się w mojej głowie niemal rzeczywistym obrazem. Zostałam wessana w historię tak bardzo, że poczułam aż lekkiego kaca książkowego, gdy przeczytałam ostatnie słowa.

    Och te ostatnie słowa, to głównie one zasiały we mnie niepewność dotyczącą kolejnej części. Feyra po tym wszystkim, co przeszła przestała być tak twarda, można by wręcz powiedzieć, że załamała się po prostu dziewczyna - trudno się nie zdziwić. Mam obawy, że dziewczyna będzie taką kaleką życiową, w jaką przeistaczają się niektóre bohaterki innych książek. Błagam, nie psujcie Feyry! 

    Podsumowując, Sarah J. Mass po raz kolejny stworzyła powieść, w której aż kipi od magii, tajemnicy, namiętności, baśniowości i strachu. Czytając, wchodzimy do świata pełnego mroku i tajemnic, do świata, z którego nie chcemy wyjść. Przeżywamy wszystko wraz z Feyrą. Książka jest pełna akcji, nie mam momentu, w którym nie dzieje się nic. Pędzimy, przerzucamy kolejne strony, aby z uśmiechem i w moim przypadku łzami w oczach przeczytać ostatnie zdanie. Nie spodziewamy się wydarzeń, które następują po sobie. Czasami jednak, gdy rozwiązanie zaświta nam w głowie, nie mamy czasu, aby się nad nim zastanowić, ponieważ autorka wrzuca nas w wir wydarzeń, przez które zapominamy o naszych podejrzeniach. Dwór cierni i róż hipnotyzuje, zatrzaskuje nas w swoich objęciach i nie pozwala uciec. Polecam tę książkę każdemu, kto chce oderwać się od rzeczywistości, każdemu, kto ma dość banalnych rozwiązań, każdemu, kto uwielbia zanurzyć się w fantastykę i stracić przez nią wiele godzin. Czeka Cię sprawdzian? Sesja? A może po prostu czekasz na kogoś? Jeśli tak, nie sięgaj po tę książkę, póki nie załatwisz tych wszystkich spraw, ponieważ Dwór cierni i róż porwie cię do Prythianu i nie wypuści, dopóki nie przeczytasz ostatniej kropki.

Moja ocena: 9/10

"I choć każdy cios mój góry kruszyć by pozwolił,
Gdy zabijam, robię to bardzo powoli..."


Aelin 8 maj 2016